top of page

Ciałopozytywność?

Zaktualizowano: 6 lis 2020


Pracuję z kobietami codziennie od kilku lat, jako brafitterka i jako wizażystka. Moim zadaniem jest sprawić, by poczuły się dobrze. Dobrze w moim towarzystwie, ale przede wszystkim dobrze ze sobą. Czuję potrzebę pomagania. Nigdy nie chciałam, aby moja praca była tylko pracą, a moja relacja z przychodzącymi do mnie, po poradę, kobietami, na zasadzie sprzedawca – klient. Nic nie sprawia mi większej satysfakcji niż moment, w którym widzę uśmiech na twarzy mojej Klientki i mogę się jedynie domyślać jakie myśli w tym momencie wypełniają jej głowę.

Dlaczego jednak tak rzadko jestem w stanie zaobserwować, że kobieta jest naprawdę zadowolona ze swojego wyglądu? Niemal za każdym razem słyszę w przymierzalni „bo mój biust jest dziwny”, „bo ja jestem jakaś niewymiarowa”, „bo tu mi się coś wylewa, ale to dlatego, że jestem gruba” itd.


Lubię być na bieżąco. W zasadzie, w obu moich zawodach bycie na czasie z trendami to wręcz obowiązek. Przeglądam czasopisma, magazyny, śledzę różnego rodzaju portale branżowe. Odwiedzam również, bardzo często, Instagram i chyba ten punkt, jeszcze jakiś czas temu, przerażał mnie najbardziej. Gdy zaczynałam swoją przygodę z tym serwisem pomyślałam, że jest to absolutnie genialne źródło inspiracji. Dodawałam "do obserwowanych" wszystkich wizażystów, influancerów, popularne marki odzieżowe/bieliźniane, wszystko co było związane z makijażem, modą, trendami. Po pewnym czasie mój entuzjazm trochę jakby zgasł. Zdałam sobie sprawę, że wkroczyłam do świata „idealnych ludzi”, z idealnymi brwiami i idealnymi ciałami. Zaczęły mi przeszkadzać profile wizażystów gdzie makijaże prezentowane są tylko na modelkach, bo „zwykłe twarze” nie przykuwają tak uwagi. Nie cierpię na brak pewności siebie, ale przewijając kciukiem najświeższą wrzucaną treść, zaczęły napływać mi do głowy pewne myśli „przecież ja nie mam tak idealnie symetrycznej twarzy”, „moje ciało nie jest tak jędrne”, a „moje oczy są chyba zbyt blisko siebie” i były to myśli mimowolne… A czy o to w tym wszystkim chodzi? Zdałam sobie sprawę, że stworzyłam sobie sama źródło nieistniejących kompleksów. A przecież chciałam tylko szukać inspiracji, chciałam się udoskonalać.

Dość szybko, na szczęście, doszłam do wniosku, że nigdy nie wpasuję w jakikolwiek wzorzec promowany przez mainstreamowe media. I bardzo mi z tym dobrze. Tobie też tak radzę. Dlaczego?

Przede wszystkim: nigdy nie wiesz co jest prawdziwe na Instagramie/Facebooku/w modowym magazynie, a co nie. Patrząc na zdjęcie, nie wiesz jaka warstwa korektora pokrywa skórę, aby mogła wyglądać tak nieskazitelnie, nie wiesz ile godzin w Photoshopie spędzono nad obróbką tego zdjęcia, a jak chyba wszyscy wiemy – w Photoshopie można wszystko. Czy zdajesz sobie sprawę jak ważne jest ustawienie światła przy zdjęciu, albo na czym polegają triki modelek i jak bardzo wpływają one na nasze postrzeganie ciała i twarzy na zdjęciu? Być może nie i być może się nie zastanawiasz. Oceniasz jednak w ułamku sekundy, czy to Ci się podoba. I tak oto, w mojej ocenie umiera świat realny i prawdziwy. Bo wystarczy sobie zadać pytanie – jak często spotykasz takie osoby na ulicy? Przecież zauważyłabyś prawda? A co jeśli nie? Co jeśli ta osoba wygląda tak samo jak Ty? Jest pięknie niedoskonała.

W tym miejscu chciałabym odesłać do filmiku, na który ostatnio się natknęłam i który świetnie pokazuje jak łatwo jest "oszukiwać" przed obiektywem.


Prawdziwe piękno jest naturalne, ale przede wszystkim nie jest zdefiniowane i nie jest włożone w żadne społeczne, ani kulturowe ramy. Kropka. Nic więcej nie umiem na ten temat powiedzieć, aby nie zabrzmiało to jak banał. Chciałabym, żeby to poczucie było głęboko zakorzenione w każdej kobiecie. A tymczasem jak jest? Biorę do ręki magazyn branżowy i czytam tam, że wg. TNS OBOP tylko cztery Polki na sto akceptuje w pełni swoje ciało, a 84% z nich gdyby miało taką możliwość to zmieniłoby coś w swoim wyglądzie… Czy muszę coś więcej dodawać?


Czym jest więc ciałopozytywność dla mnie?

To akceptacja siebie. Siebie i innych. Brak porównywania się i nie skupianie się niedoskonałościach we wszelkich wymiarach. Cieszy mnie, że ten ruch jest coraz bardziej popularny i promowany oraz że są kobiety, które nie boją się pokazać swoich niedoskonałości. Nie potrzebujesz szminki i podkładu, żeby być piękna, nie potrzebujesz tej fikuśnej kiecki żeby być piękna, nie potrzebujesz tego cudownego, koronkowego biustonosza, żeby być piękna. Ale… Jeśli wiesz, że tego nie potrzebujesz to nie ma absolutnie nic złego w tym, żebyś robiła ze sobą cokolwiek masz ochotę nie myśląc o opinii innych! Nie ma nic złego w Twoim codziennym makijażu (nawet mocnym), wyrażaniu siebie poprzez ubiór i w końcu pięknej bieliźnie (prawidłowo dopasowanej rzecz jasna). To wszystko jeśli stanowi Twoją zewnętrzną część i nie jest jedynie koniecznym dodatkiem, jest w porządku, a nawet więcej niż w porządku. Bądź sobą. Kompleksy rodzą się w głowie i zwalczamy je też w głowie. Warto o tym pamiętać.


233 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page